Tak mogę nazwać moje miejsce do pracy , gdzie powstają różne moje prace. Tu przędę , dziergam, rysuję. Nie wyobrażam sobie , żeby nie móc dotknąć wełny, powąchać i już wyobrażać sobie co z niej powstanie. W tych trudnych czasach , gdy tak naprawdę nie wiemy , kiedy to się wszystko skończy. Internet zasypuje nas różnymi historiami , przypuszczeniami , statystykami. I nie wiemy ile to jeszcze będzie trwać i spędzać nam sen z powiek. U mnie ostatnio królują skarpety. Wykonane z mojej wełny. Cheviot z nylonem , moje przędzenie i farbowanie. Z motywem sowy i to nie będą moje ostatnie . Skarpety niestety nie są dla mnie tylko na wąską nogę. Zawsze robię je trochę węższe , niestety potrafią się rozciągnąć.



Jeżeli chodzi o przędzenie wełny to też powstały 3 motki , są to resztki kupione w Anglii , różnego rodzaju , alpaka, BFL, cirriedale, moher, i wiele innych , których nie rozpoznałam niestety. Nie z wszystkimi miałam do czynienia Potrajałam sposobem navajo , wyszło tego 300 g - 1123,5 m . Jeszcze nie wiem co z tego zrobię.
 |
W wersji białej |
Ale jak to ze mną bywa nie mogłam się oprzeć , żeby tego nie zafarbować. Poczyniłam to metoda garnkową, czyli wrzuciłam do wody i posypałam barwnikiem i wyszło takie coś :
 |
Ta wersja bardziej mi się podoba |
Jak wiadomo nigdy nie ma u mnie jednej robótki, tylko jest ich cały kosz. Z braku pomysłu na konkretny projekt znowu skarpety i znowu sowy :) Wzór znaleziony w internecie.

Wszyscy wiemy jaka jest sytuacja staram się nie wychodzić z domu, więc oprócz wełny, jednak trzeba coś jeść, więc piekę swój własny chleb. Pozdrawiam w tym trudnym czasie, życzę wszystkim zdrowia.